Skocz do zawartości
Polska

Wybory 2024: WIECZÓR WYBORCZY KONIN 2024 - II TURA - NIEDZIELA 20:55

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościPrzeżyli nieliczni konińscy Żydzi, zaledwie kilkoro wróciło do rodzinnego miasta

Przeżyli nieliczni konińscy Żydzi, zaledwie kilkoro wróciło do rodzinnego miasta

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Przeżyli nieliczni konińscy Żydzi, zaledwie kilkoro wróciło do rodzinnego miasta
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Marysia chodziła do przedszkola, uczestniczyła w przedstawieniach, jeszcze nie chodziła głodna.

Wyniósł córkę pod paltem

Mieszkanie okazało się za duże, więc w 1941 roku rodzina Marysi z babcią Różą przeniosła się na Leszno: „Nie wiem, dokąd poszli inni. Więcej nikogo z nich nie zobaczyłam. Rozpłynęli się w powietrzu, zniknęli bez śladu”. Dla Marysi to były „czasy strachu, tak okropnego, że aż doprowadzającego do otępienia. (...) Niemcy wpadli kiedyś na podwórze domu, a my z Mamusią nie zdążyłyśmy zejść do schronu i razem ze sporą grupą zostałyśmy na podwórzu zapędzone w kąt przez Niemców. Oddali do nas salwę, ale ani Mamusia, ani ja nie zostałyśmy ranne, padłyśmy pod trupami innych i przeżyłyśmy”.

„Kiedy indziej Niemcy wygarnęli nas ze schronu i ja zaplątałam się w grupę prowadzoną na Umschlagplatz. Nie wiem, jak to się stało, ale znalazłam się sama na piętrze budynku na Umschlagplatzu. Stałam w gównie po kostki i nagle usłyszałam: »Marychna!« To był mój Tatuś Najdroższy! Wyniósł mnie pod paltem z tyłu na plecach, trzymałam się go pod pachami, byłam taka mała i chuda, że nic nie było widać. Przekupił wszystkich”.

Ojciec dał fiolkę z trucizną

Innym razem po powrocie z ukrycia nie zastali już Róży Leszczyńskiej. „Babcia była już bardzo chora na serce i nie chodziła i niemożliwe było wzięcie jej do piwnicy, została więc schowana w pokoju zastawionym szafą. Przyszliśmy po trzech dniach, szafa zasłaniająca skrytkę babci była nienaruszona, ale skrytka pusta. Kołdra tylko odrzucona, babci nie było. Tatuś powiedział: »poszła do nieba«. Bardzo płakałyśmy.

Babciu! Pamiętam te czasy na Nowolipkach, gdy byłam chora na tyfus, a ty siedziałaś przy moim łóżeczku i długie godziny opowiadałaś o swej młodości śmieszne anegdotki i historie, pamiętam spacery z tobą wzdłuż Leszna aż do muru i z powrotem. Ach, nie mogę nawet płakać, tak dużo straciłam, że nie mam już łez”.

Zaraz potem przyszła wiadomość o śmierci dwóch ciotek, dwóch wujków oraz małego czteroletniego kuzynka Marysi. „Babcia Kalcia, matka mego taty, i Mańka Lipszyc, jego siostra, popełniły samobójstwo w getcie w Ostrowcu, gdy zrozumiały, że wymordowali całą rodzinę Ejzenów. Mój Ojciec bardzo płakał - pierwszy i ostatni raz widziałam go płaczącego - a potem dał mi fiolkę z trucizną”.

Po aryjskiej stronie

W połowie kwietnia 1943 roku zapadła decyzja, że Marysia razem z mamą opuszczą getto. „To było parę dni przed powstaniem, Ojciec musiał to wiedzieć, bo bardzo nalegał. (...) Szłyśmy ulicami Warszawy zalęknione, wydobyte z tego wielkiego grobu, niezdolne jeszcze pojąć, że istnieje tu normalne życie, sklepy, teatry, kina, że ludzie chodzą swobodnie po ulicy”.

Krótko po upadku powstania w ich mieszkaniu przy ulicy Pańskiej pojawił się Majer Juda Ejzen. „Przeszedł się z getta kanałami, uwalany w kale, nie mówił w ogóle przez długie dni. Po wyjściu z kanału jego grupę z getta napadli szmalcownicy i doszło do walki”.

Mieszkali tam przez rok, lokal był w miarę bezpieczny, choć drukowano w nim jakieś konspiracyjne gazetki i przewijało się sporo ludzi. 16 maja 1944 roku Marysia została wywieziona najprawdopodobniej – jak pisze - przez przedstawicielkę „Żegoty" do szpitala w Pruszkowie, bo znów zachorowałam na oczy. Kilka dni później dołączyła do niej mama ze straszliwą wiadomością, że tata nie żyje.

Pani oszalała

Do tragedii doszło dzień po wyjeździe Marysi do szpitala. Gestapowców przyprowadził jeden z często bywających w nim konspiratorów, niejaki Leszek. Pani Magdalena zobaczyła w wizjerze Niemców i cofnęła się, żeby powiedzieć o tym mężowi, który kazał jej kuchennymi schodami zejść piętro niżej. Po jakimś czasie ktoś przyniósł wiadomość, że jeden z Żydów wypchnął Niemca i wyskoczył za nim przez okno z czwartego piętra.

„Moja Mamusia wówczas wstała i zeszła na dół. To był mój Ojciec. Podeszła do pilnującego go granatowego policjanta i powiedziała, żeby ją też zabrał. Policjant krzyknął: »Pani oszalała« i pchnął ją za śmietnik.

Przeżyli nieliczni konińscy Żydzi, zaledwie kilkoro wróciło do rodzinnego miasta
Przeżyli nieliczni konińscy Żydzi, zaledwie kilkoro wróciło do rodzinnego miasta
Przeżyli nieliczni konińscy Żydzi, zaledwie kilkoro wróciło do rodzinnego miasta
Przeżyli nieliczni konińscy Żydzi, zaledwie kilkoro wróciło do rodzinnego miasta
Czytaj więcej na temat:Konińskie Wspomnienia, żydowski Konin
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole