Skocz do zawartości
Polska

Wybory 2024: WIECZÓR WYBORCZY KONIN 2024 - II TURA - NIEDZIELA 20:55

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościZakopany Krajobraz. Dali głos ludziom, których do tej pory nikt nie chciał słuchać

Zakopany Krajobraz. Dali głos ludziom, których do tej pory nikt nie chciał słuchać

Dodano: , Żródło: LM.pl
Zakopany Krajobraz. Dali głos ludziom, których do tej pory nikt nie chciał słuchać
Wywiad

Gdy przychodziła kopalnia niszczyła nie tylko środowisko naturalne, ale i więzi społeczne. Historie ludzi, których życia przeorało wydobycie węgla opowiedzieli w projekcie „Zakopany Krajobraz” Diana Lelonek, Monika Marciniak i Mateusz Krzesiński.

Projekt „Zakopany Krajobraz” opowiada historie ludzi wysiedlanych przez kopalnie. Przez lata opuszczali swoje gospodarstwa i domy, a ich rodzinne miejscowości były całkowicie niszczone. Choć bardzo chcieli ocalić od zapomnienia obraz swojego dzieciństwa, młodych lat, a nawet niemal całego życia nikt nigdy ich o te wspomnienia nie zapytał. Do czasu tego projektu – pomysłu, który zrodził się w głowie trojga ludzi: artystki wizualnej Diany Lelonek, historyczki sztuki Moniki Marciniak i dziennikarza Mateusza Krzesińskiego.

Efekt ich pracy to, na ten moment, osiem godzin nagrań i kilkadziesiąt zdjęć (współczesnych i archiwalnych) z dziewięciu miejscowości w Polsce, w tym z regionu konińskiego. Część z nich już nie istnieje, część trwa w zawieszeniu, nie wiedząc, jaka czeka je przyszłość. Społeczne archiwum słuchać, czytać i oglądać można klikając tutaj. Z najciekawszych fragmentów powstała wystawa prezentowana w Świetlicy Krytyki Politycznej przy ul. Jasnej 10 w Warszawie. Projekt był dofinansowany z funduszy Urzędu Marszałkowskiego Województwa Wlkp. i Miasta Stołecznego Warszawy.

Bartosz Skonieczny: „Zakopany Krajobraz” – tytuł projektu trochę przewrotny, bo kopalnie przecież kojarzą się raczej z odkopywaniem. Tymczasem wy jako pierwsi daliście głos tym, których historie, życia i miejsca zostały przez kopalnię, no właśnie, czasem dosłownie zakopane.

Monika Marciniak: Zaczęło się od spotkania z Dianą Lelonek. To jest trzecia osoba, która współtworzy z nami ten projekt. Spotkaliśmy się na Obozie dla Klimatu, który był organizowany pod Koninem. Zastanawialiśmy się, co moglibyśmy zrobić razem na terenie Wielkopolski. Pod wpływem rozmów doszliśmy do tego tematu, który nie był przez nikogo nigdy poruszany. Często jest tak, że krajobraz pokopalniany jest oglądany, jest miejscem wycieczek. My zaczęliśmy się zastanawiać nie nad przyszłością kopalni, możliwościami rekultywacji terenów pokopalnianych, tylko nad historiami, które znajdują się w przeszłości, nad ludźmi, którzy ze swoich terenów zostali wysiedleni. Pomyśleliśmy, że to dobry moment, by oddać tym ludziom głos, by mieli szansę swoją historię opowiedzieć.

Mateusz Krzesiński: Bardzo dużo się mówiło i mówi o transformacji gospodarczej. Na konferencjach, panelach, spotkaniach mówiło się o kosztach ekonomicznych, co będzie, gdy ludzie stracą pracę, co będzie z gospodarką regionu, o ekologii i stratach środowiskowych, a praktycznie nigdy nie poruszono tematu spraw społecznych. Dopiero podczas realizacji projektu zorientowałem się, że to po prostu przemilczano. Że była jakaś społeczność, która żyła swoim życiem, miała więzi, zależności, zwyczaje i to wszystko, niemal bezpowrotnie, zginęło. Faktycznie po raz pierwszy podjęliśmy ten temat.

MM: Utrata więzi społecznych to jest koszt kopalni, o którym w ogóle się nie mówi, bo jest on symboliczny.

MK: Bo nie można go na pieniądze przeliczyć.

MM: Jak bardzo to jest istotne dowiadujemy się dopiero rozmawiając z tymi ludźmi.

Na Dolnym Śląsku mieszkańcy uciekają przed ochroniarzami z kopalni

Jakby nie patrzeć, duży przemysł rozwinął region koniński. Z drugiej strony mamy te koszty, o których mówicie. Po tych wszystkich rozmowach jesteście w stanie podjąć się oceny bilansu działania kopalni? Czy może wasi rozmówcy takie oceny prezentowali?

MM: Odpowiedź jest niejednoznaczna. Wysłuchiwaliśmy różnych opinii. Nigdy niczego nie narzucaliśmy naszym rozmówcom. Pojawiały się opinie, skrajne, od ludzi, którzy mówili, że to było największe zło dla tych terenów i że nie powinno się tak stać. Bardzo często też trafialiśmy na głosy, które mówiły, że mimo tego, że ludzie utracili coś cennego to cały region i również ich rodziny dużo zyskały – miejsca pracy, że kopalnia się regionem zaopiekowała, że byt ludziom się poprawił. Oni mają takie podejście, że to była cena, którą trzeba było ponieść dla dobra ogółu.

MK: W Koninie zdarzali nam się rozmówcy, którzy w kopalni pracowali, nieźle tam zarabiali i jeszcze w momencie wysiedlenia na przełomie lat 90. i dwutysięcznych dostali za to naprawdę dobre pieniądze. Bo nie w każdym okresie tak było. Wysiedlani wcześniej tracili na tym i to znacznie. W Turowie natomiast ludzie widzą, jak kopalnia niszczy wszystko dookoła, ale zarazem jest to miejsce zatrudnienia dla nich i ich rodzin i muszą siedzieć cicho.

MM: W Wielkopolsce nie czuliśmy presji ze strony kopalni. Nawet jeżeli podjechał do nas ochroniarz to był miły, grzecznie nas pouczał, że to są tereny kopalni. Na Dolnym Śląsku to są niesamowite historie. Na obszarze dookoła kopalni nie mieliśmy w ogóle możliwości, żeby podejść blisko. Jest to bardzo mocno pilnowane. Ludzie, którzy tam mieszkają i chcą wyjść z psem na spacer są gonieni przez ochroniarzy.

MK: Nawet, gdy jeszcze nie przejdą za tabliczkę, nie znajdują się jeszcze na terenie kopalni, są tylko w pobliżu.

MM: Tam jest takie natężenie wywierania presji i strachu, że sami mieszkańcy zachowują się w absurdalny sposób, bo dlaczego ochroniarz nie może do ciebie podjechać i ci czegoś powiedzieć? Oni po prostu uciekają przed nimi. W Opolnie Zdroju natomiast, mam wrażenie, chcą spuścić zasłonę milczenia na tę miejscowość, żeby nikt się nimi nie interesował. Zwracanie uwagi na to miejsce jest bardzo źle postrzegane. Nie dość, że połowa miejscowości jest już zagarnięta przez kopalnię to odcinają im też połączenia autobusowe, odcinają ich powoli od świata.

MK: Taki twardy kapitalizm. Rzeczy, o których kiedyś czytałem w książkach Grishama, że dzieją się w USA i było to nie do pomyślenia. A bardzo podobne rzeczy dzieją się u nas. W naszym regionie jest lepiej, bo jesteśmy w procesie transformacji. Na Dolnym Śląsku im się to nawet nie śniło, by w jakikolwiek sposób ograniczać wydobycie. Tam też się węgiel skończy. Decydenci nawet nie zaczęli tam myśleć o tym, co będzie po węglu. My jesteśmy już w trakcie. Inny świat zupełnie.

strona 1 z 3
strona 1/3
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole