Klaudia Mruk: „Ograniczenia są tylko w naszych głowach”
Pochodzi z Brudzewa w powiecie tureckim. Była pierwszą w Polsce dziewczyną, która zagrała w lidze koszykówki na wózkach. Z Mustangiem Konin zdobyła wiele medali. I choć dzisiaj już nie gra, to czasami można ją spotkać na meczach konińskiej drużyny. Zapraszamy na wywiad z Klaudią Mruk.
Jak nazywa się twoja choroba?
Urodziłam się z rozszczepem kręgosłupa, czyli przepukliną oponowo-rdzeniową. Jest to choroba neurologiczna, a jej umiejscowienie w kręgosłupie powoduje, jak bardzo jesteśmy niepełnosprawni.
Rehabilitacja na NFZ to zapewne koszmar?
Dobrze to ująłeś. Muszę w większości przypadków korzystać z prywatnych turnusów rehabilitacyjnych.
W jakich okolicznościach zaczęłaś trenować koszykówkę na wózkach i dołączyłaś do Mustanga Konin?
Na biegu terenowym Turmageddon poznałam Marka Bystrzyckiego, członka zarządu klubu i to on zaproponował, abym przyjechała na ich trening. I tak to się zaczęło.
Na biegu terenowym?
Dobrze usłyszałeś. Uprawiam biegi terenowe i długodystansowe, dystanse od dziesięciu kilometrów wzwyż. Mój rekord to prawie czternaście kilometrów. Poza tym wcześniej tańczyłam na wózku.
Nie chciałbym być źle zrozumiany, ale jak to w ogóle jest możliwe?
Wózek to są moje nogi. Wszystko jest możliwe (śmiech). Ograniczenia są tylko w naszych głowach. To banał, ale ja ten banał przeżywam każdego dnia. Mam taką siłę, która pcha mnie, abym coś robiła ze swoim życiem. Nie ma opcji żebym siedziała w domu i użalała się nad sobą. Pomimo, że jestem na wózku wolę swoje życie spędzać aktywnie.
Mało tego, za swój wysiłek zostałaś nagrodzona.
Zostałam sportowcem roku w powiecie tureckim.
Ile grałaś w Mustangu?
Ogółem cztery lata, natomiast na najwyższym poziomie jeden sezon.
Byłaś pierwszą dziewczyną, która zagrała w pierwszej lidze koszykówki na wózkach. W dodatku pierwszą, która zdobyła punkty.
Zapoczątkowałam pewien trend, który jednak trwał bardzo krótko. Po mnie w lidze zagrały także koleżanki z klubów z Krakowa i Wałbrzycha.
Pamiętasz swój pierwszy mecz w seniorach?
To był czysty przypadek. Po meczu juniorów w podszedł do mnie Marek Bystrzycki i powiedział: – Zostań. Wiesz, że będziesz grała? Byłam bardzo zdziwiona. - Jak to ja? – nie kryłam zaskoczenia. To było spełnienie moich marzeń. Mogłam zagrać w jednej drużynie z zawodnikami, którzy byli jednymi z najlepszych w lidze, a jednocześnie również reprezentantami Polski.
I od razu w debiucie trafiłaś do kosza.
Tak to prawda, ale nie pamiętam z kim wtedy graliśmy.
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.